Są w naszym życiu tajemnice, których lepiej nie znać. Czy samobójstwo jest najwyższym wyrazem wolnej woli człowieka? Przyjaźń, miłość i... wyrzuty sumienia. Podróż w czasie do zaskakującego celu. Mniej więcej 60-letni Anthony Webster wraca myślami do lat swojej młodości. Jednym z jego przyjaciół był wówczas Adrian Finn, inteligentny chłopak o dość filozoficznym podejściu do życia.
To powieść delikatna i wysmakowana. Udowadniająca, że to, co przywołuje nasza pamięć, nie zawsze jest równoznaczne z tym, co nam się przytrafiło i czego byliśmy świadkami. W największym uproszczeniu, aby nie zdradzać nic z eterycznej na swój sposób fabuły, a zachęcić państwa do lektury, możemy powiedzieć, ze Anthony Webster, będący teraz na emeryturze, wspomina swoją młodość przypadającą na lata sześćdziesiąte dwudziestego wieku,
(...)a w zasadzie opowiada, rekonstruuje wręcz historię swojego nieprzeciętnie zdolnego przyjaciela, Adriana Finna, z którym łączyły go wspólne tajemnice To powieść o tym, jak nasze drogi z czasem się rozchodzą i coraz bardziej rośnie wokół nas samotność. Barnes, jak nikt, potrafi pisać o pretensjonalnej młodości. Autor pokazuje, że trzeba mieć się na baczności, wypowiadając buńczuczne stwierdzenia na temat przyszłości, a kwantyfikatory, które uogólniają rozmaite sprawy, w zasadzie je zubażają. Bo życie to jakieś osiągnięcia poprzeplatane rozczarowaniami, historie, które czas w jakiś sposób czyni niemożliwymi, zamazując kontury, mieszając porządki. „Czy moje życie się powiększało, czy też jedynie dodawało samo do siebie?”. Czy w życiu tak naprawdę można coś zmienić, czy jedynie akceptuje się, bądź nie, okoliczności? Czy zadaniem życia jest pogodzenie nas z jego utratą? Każda decyzja pod pewnym kątem okazuje się chwiejna, a pewności nieprzewidywalne jak kaprysy. W gruncie rzeczy pamięć to dziurawe sitko, które na brzegach zostawia to, co chce. Rzecz o tym, że z wiekiem wcale nie łagodniejemy, a wielkie pasje nadal płoną swoją temperaturą. Bo życie się nam przytrafia, a jedyne co budujemy z zapałem, to magazyny wspomnień. „Lecz czas… jakże czas najpierw nas uziemia, a potem zawstydza. Myśleliśmy, że jesteśmy dojrzali, podczas gdy byliśmy tylko bezpieczni. Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy odpowiedzialni, a byliśmy tylko tchórzliwi. To, co nazywaliśmy realizmem, okazało się sposobem unikania pewnych rzeczy, nie zaś stawianiem im czoła”. Bo czyż nie jest tak, że nasze życie nie jest naszym życiem, a jedynie historią, którą o nim opowiadamy, a każdy kto ją usłyszy, przekazuje ją dalej, inaczej? Książka o tym, że niepewność, co do tego, czym jest życie, z wiekiem staje się coraz bardziej deprymująca. Czasami wszystko musi obrócić się w niwecz, aby można zbudować coś nowego.
Dziś chciałabym zaproponować państwu „Poczucie kresu” Juliana Barnesa, książkę, która została nagrodzona Bookerem w 2011 r. Tony Webster, główny bohater powieści, jest emerytem, ojcem i dziadkiem, rozwodnikiem. Z jego przemyśleń wyłania się obraz człowieka, który wiódł bardzo przeciętny, zachowawczy tryb życia. Typowy everyman. W jego opinii, dzięki takiej postawie, nikogo nie zranił, ani też sam na tym nie ucierpiał.
(...)Czy tak faktycznie było? Czy konfrontacja z przeszłością pokaże, że nasza pamięć potrafi płatać figle i mocno przeinaczać fakty, zwłaszcza te, które miały miejsce dawno temu? Pozycja ta, choć z pewnością niełatwa, naprawdę warta jest przeczytania. J. Barnes nawiązuje m.in. do myśli filozoficznych oraz wierszy P. Larkina, jednak książka wolna jest od przeintelektualizowania czy patosu. Choć autorowi chodziło głównie o przekazanie spostrzeżeń na temat relatywizmu pamięci ludzkiej, o iluzjach jakie sami sobie tworzymy, to nie zapomniał także o mniej wymagających czytelnikach, którzy otrzymują zagadkę trzymającą w napięciu i niepewności do ostatniej strony. Polecam! Kamila Sośnicka
„Poczucie kresu” to książka o czasie i pamięci, a także o wymazywaniu z niej rzeczy dla człowieka niewygodnych, trudnych i bolesnych. Poznajemy narratora, którym jest 60-letni Tony Webster wspominający swoją młodość przypadającą na lata sześćdziesiąte. Anthony to przeciętniak, który wiódł przeciętne życie, w młodości co prawda przeżył dość burzliwy, ale krótki, związek ze „świruską” Veroniką, która następnie związała się z jego najlepszym przyjacielem,
(...)nieprzeciętnie inteligentnym, filozofującym Adrianem Finnem, ale potem już wszystko, co działo się w jego życiu burzliwe raczej nie było. Ożenił się jak należało, spłodził córkę, a następnie rozwiódł się zupełnie bezkonfliktowo, po cichu, unikając wielkich dramatycznych scen i wzajemnych pretensji. Z byłą żoną żył nadal w przyjaźni, z córką łączyły go dobre, choć nieco chłodne relacje. Zresztą, całe jego życie po przejściu na emeryturę, ale i wcześniej, takie właśnie było, bez fajerwerków, chłodne, zdystansowane, odrobinę byle jakie, a na pewno ostrożne. Ten nudny spokój w pewnym momencie został jednak zakłócony, gdy Tony dość niespodziewanie otrzymał spadek i to od osoby, z którą w zasadzie nic go nie łączyło, której prawie nie znał, ale która miała duży wpływ na życie jego przyjaciela Adriana oraz byłej dziewczyny ich obu - Veroniki. Chcąc rozwikłać zagadkę nieoczekiwanego spadku Anthony siłą rzeczy musiał powrócić do przeszłości i na nowo się z nią zmierzyć, musiał przypomnieć sobie rzeczy, które pozornie niewiele znaczyły, skonfrontować się z własnymi czynami, a także przewinieniami, które jak się okazało, rzutowały na całe życie nawet nie jego samego, lecz przede wszystkim jego dawnych przyjaciół. „Poczucie kresu” nie jest łatwą książką, autor w swoim charakterystycznym, lekko filozoficznym, lekko psychologicznym, stylu zadaje trudne pytania sobie oraz nam - odbiorcom, wiedząc, że oczywistych odpowiedzi nie ma. Pytania te dotyczą czasu i jego ulotności, dotyczą naszej pamięci i zapominania, świadomego lub nie, a także odpowiedzialności za czyny i wybory, których dokonujemy w ciągu życia, ale również konsekwencji tych czynów dla nas i dla osób z naszego otoczenia. To książka mądra, ale nie przemądrzała, nostalgiczna, melancholijna, w kilku momentach mocna i naprawdę poruszająca. Taka, która każe nam się zastanowić nad naszą własną przeszłością i nad sposobem zapamiętywania zdarzeń z życia poszczególnych jednostek. To książka, która zmusza do refleksji i zestawia nietrwałe wspomnienia z życia z faktami, które często okazują się być całkiem inne, niż początkowo twierdziliśmy, mniej korzystne i stawiające nas w niekoniecznie pozytywnym świetle. Ta prawda, do której dochodzimy pod koniec książki, powoduje, że człowiek zostaje sam na sam ze swoim zdziwieniem oraz smutkiem, odczuwanym jeszcze długo po odłożeniu lektury na półkę.
Emocjonalna Część 2 obowiązkowa dla osób dojrzalych
Pozycja została dodana do koszyka.
Jeśli nie wiesz, do czego służy koszyk, kliknij tutaj, aby poznać szczegóły.
Nie pokazuj tego więcej
SOWA OPAC :: wersja 6.4.0 (2024-10-16)
Oprogramowanie dostarczone przez SOKRATES-software.
Wszelkie uwagi dotyczące oprogramowania prosimy zgłaszać w bibliotece.
Rzecz o tym, że z wiekiem wcale nie łagodniejemy, a wielkie pasje nadal płoną swoją temperaturą. Bo życie się nam przytrafia, a jedyne co budujemy z zapałem, to magazyny wspomnień. „Lecz czas… jakże czas najpierw nas uziemia, a potem zawstydza. Myśleliśmy, że jesteśmy dojrzali, podczas gdy byliśmy tylko bezpieczni. Wyobrażaliśmy sobie, że jesteśmy odpowiedzialni, a byliśmy tylko tchórzliwi. To, co nazywaliśmy realizmem, okazało się sposobem unikania pewnych rzeczy, nie zaś stawianiem im czoła”. Bo czyż nie jest tak, że nasze życie nie jest naszym życiem, a jedynie historią, którą o nim opowiadamy, a każdy kto ją usłyszy, przekazuje ją dalej, inaczej? Książka o tym, że niepewność, co do tego, czym jest życie, z wiekiem staje się coraz bardziej deprymująca. Czasami wszystko musi obrócić się w niwecz, aby można zbudować coś nowego.
Tony Webster, główny bohater powieści, jest emerytem, ojcem i dziadkiem, rozwodnikiem. Z jego przemyśleń wyłania się obraz człowieka, który wiódł bardzo przeciętny, zachowawczy tryb życia. Typowy everyman. W jego opinii, dzięki takiej postawie, nikogo nie zranił, ani też sam na tym nie ucierpiał. (...) Czy tak faktycznie było? Czy konfrontacja z przeszłością pokaże, że nasza pamięć potrafi płatać figle i mocno przeinaczać fakty, zwłaszcza te, które miały miejsce dawno temu?
Pozycja ta, choć z pewnością niełatwa, naprawdę warta jest przeczytania. J. Barnes nawiązuje m.in. do myśli filozoficznych oraz wierszy P. Larkina, jednak książka wolna jest od przeintelektualizowania czy patosu. Choć autorowi chodziło głównie o przekazanie spostrzeżeń na temat relatywizmu pamięci ludzkiej, o iluzjach jakie sami sobie tworzymy, to nie zapomniał także o mniej wymagających czytelnikach, którzy otrzymują zagadkę trzymającą w napięciu i niepewności do ostatniej strony.
Polecam!
Kamila Sośnicka
Anthony to przeciętniak, który wiódł przeciętne życie, w młodości co prawda przeżył dość burzliwy, ale krótki, związek ze „świruską” Veroniką, która następnie związała się z jego najlepszym przyjacielem, (...) nieprzeciętnie inteligentnym, filozofującym Adrianem Finnem, ale potem już wszystko, co działo się w jego życiu burzliwe raczej nie było. Ożenił się jak należało, spłodził córkę, a następnie rozwiódł się zupełnie bezkonfliktowo, po cichu, unikając wielkich dramatycznych scen i wzajemnych pretensji. Z byłą żoną żył nadal w przyjaźni, z córką łączyły go dobre, choć nieco chłodne relacje. Zresztą, całe jego życie po przejściu na emeryturę, ale i wcześniej, takie właśnie było, bez fajerwerków, chłodne, zdystansowane, odrobinę byle jakie, a na pewno ostrożne. Ten nudny spokój w pewnym momencie został jednak zakłócony, gdy Tony dość niespodziewanie otrzymał spadek i to od osoby, z którą w zasadzie nic go nie łączyło, której prawie nie znał, ale która miała duży wpływ na życie jego przyjaciela Adriana oraz byłej dziewczyny ich obu - Veroniki. Chcąc rozwikłać zagadkę nieoczekiwanego spadku Anthony siłą rzeczy musiał powrócić do przeszłości i na nowo się z nią zmierzyć, musiał przypomnieć sobie rzeczy, które pozornie niewiele znaczyły, skonfrontować się z własnymi czynami, a także przewinieniami, które jak się okazało, rzutowały na całe życie nawet nie jego samego, lecz przede wszystkim jego dawnych przyjaciół.
„Poczucie kresu” nie jest łatwą książką, autor w swoim charakterystycznym, lekko filozoficznym, lekko psychologicznym, stylu zadaje trudne pytania sobie oraz nam - odbiorcom, wiedząc, że oczywistych odpowiedzi nie ma. Pytania te dotyczą czasu i jego ulotności, dotyczą naszej pamięci i zapominania, świadomego lub nie, a także odpowiedzialności za czyny i wybory, których dokonujemy w ciągu życia, ale również konsekwencji tych czynów dla nas i dla osób z naszego otoczenia.
To książka mądra, ale nie przemądrzała, nostalgiczna, melancholijna, w kilku momentach mocna i naprawdę poruszająca. Taka, która każe nam się zastanowić nad naszą własną przeszłością i nad sposobem zapamiętywania zdarzeń z życia poszczególnych jednostek. To książka, która zmusza do refleksji i zestawia nietrwałe wspomnienia z życia z faktami, które często okazują się być całkiem inne, niż początkowo twierdziliśmy, mniej korzystne i stawiające nas w niekoniecznie pozytywnym świetle. Ta prawda, do której dochodzimy pod koniec książki, powoduje, że człowiek zostaje sam na sam ze swoim zdziwieniem oraz smutkiem, odczuwanym jeszcze długo po odłożeniu lektury na półkę.